Z historii afrykańskiej piłki. Polacy w finałach
Mało który z polskich piłkarskich kibiców wie, że w grudniu dwóch naszych trenerów prowadziło swoje drużyny w finale pucharowych rozgrywek. O kogo i jakie kluby chodzi, skoro przecież tylko Górnikowi Zabrze w 1970 udało się wystąpić w finale Pucharu Europy Zdobywców Pucharów?
Świętujący swoje 70 lecie Górnik, był w latach 60. i na początku 70., eksportową drużyną. Kiedy zabrzanie rozgrywali swoje mecze z Manchesterem United, Dynamem Kijów, Glasgow Rangers czy w półfinale PEZP z AS Roma, to „Górnikom” kibicowała cała Polska. W sezonie 1969/70, jako jedynej polskiej drużynie udało jej się awansować do finału. Pod koniec kwietnia 1970 roku na wiedeńskim Praterze ulegli jednak Manchesterowi City 1-2. Tamten wielki zespół z Włodzimierzem Lubańskim, Jerzym Gorgoniem, Hubertem Kostką, Stanisławem Oślizło czy Zygfrydem Szołtysikiem, prowadził znakomity przedwojenny piłkarz Pogoni Lwów, a potem bardzo dobry trener Michał Matyas. Nie znaczy to, że był jedynym Polakiem, który jako szkoleniowiec prowadził drużynę w finale pucharowych rozgrywek.
W jednym klubie 14 lat!
Ta sztuka udała się jeszcze dwójce innych osób. To również pochodzący ze Lwowa, a od zakończenia wojny mieszkający w Szczecinie, prawie 99 letni dziś Stefan Żywotko, a także uczestnik finałowego spotkania z Wiednia z 1970 roku Erwin Wilczek. Obaj znaleźli pracę w klubach z Aryki. Żywotko, który w latach 60. wprowadził do ówczesnej I ligi (Ekstraklasa) Arkonię i Pogoń Szczecin, a potem jeszcze w połowie lat 70. Arkę Gdynia, od końca 1977 został trenerem JS Kabylie. To drużyna z miasta Tizi Ouzou, sto kilometrów od Algieru.
- Akurat przeprowadzali tam sportową reformę. Władze zdecydowały, że przy każdym ligowym zespole musi być zagraniczny trener. Jako, że Algieria powiązana była z socjalistycznym obozem, to byli tam Jugosłowianie, Rosjanie czy Polacy. Ja trafiłem do Tizi Ouzou. Wigilię Bożego Narodzenia 1977 roku spędziłem w międzynarodowym towarzystwie na Stadionie 5 lipca w Algierze – opowiada Stefan Żywotko.
Kontrakt był podpisany na dwa sezony, a został tam … 14 lat! Jego praca z JS Kabylie czy wtedy z JE Tizi Ouzou, bo taka była wtedy nazwa klubu, to niekończące się pasmo sukcesów. Kolejne mistrzostwa kraju, w sumie siedem, dwa kontynentalne puchary, Superpuchar Afryki, a także puchar kraju! W Algierii czy szczególnie wśród Kabylów, dla których JSK jest wszystkim, Żywotko to legenda. Przekonałem się o tym będąc tam na miejscu w kwietniu tego roku. Kioskarze, sprzedawcy na targu, taksówkarze, nie mówiąc już o piłkarskich kibicach, wszyscy doskonale wiedzą kim był i co osiągnął polski trener.
Prezydent na boisku
Z racji kolejnych wygranych jego drużyna nosiła przydomek „Jumo JET”. W Afryce byli nie do powstrzymania. W 1981 roku JSK wywalczyło swoje pierwsze klubowe mistrzostwo Afryki, pokonując w finale AS Vita Club z DR Konga 4-0 i 1-0. Zaraz potem zaliczyli triumf w Superpucharze Afryki, pokonując w styczniu 1982 w Abidżanie kameruński Union Douala w serii karnych.
Na kolejny triumf przyszło czekać kilka lat. Już pod koniec pobytu Żywotki w Algierii, w 1990 roku, zmontował on kolejny silny zespół, który tłukł rywala za rywalem. Jedną ze wschodzących gwiazd był Moussa Saib, później piłkarz Auxerre i Tottenhamu, pierwszy Algierczyk, który zagrał w Premier League. W finale African Champions’ Cup edycji 1990, JS Kabylie pokonał Nkana Red Devils z Zambii (1-0, 0-1, karne 5-3). Drugie decydujące spotkanie rozegrano 22 grudnia 1990. Był na nim obecny ówczesny prezydent Zambii Kenneth Kaounda.
- Wszedł przed meczem na boisko, pożonglował piłką i nie trafił w pustą bramkę. Pomyślałem, że to dobry omen. Kiedy wróciliśmy potem do domu, to z Algieru do Tizi Ouzou jechaliśmy sześć godzin. Morze ludzi wyszło na ulice, żeby nas powitać – wspomina legendarny trener JS Kabylie i najbardziej utytułowany polski trener, jeśli chodzi o pracę w zagranicznych klubach.
Niespodziewany deszcz
Inna była historia z Erwinem Wilczkiem. Ten niewysoki pomocnik jest z kolei rekordzistą Polski, jeśli idzie o liczbę zdobytych trofeów na naszych ligowych boiskach. Ma ich na koncie 15! Z wielkim Górnikiem dziewięć razy był mistrzem Polski, a sześć razy zdobywał krajowy puchar. W 1972 odszedł do francuskiego Valenciennes. Tam najpierw grał, a potem został trenerem. W latach 80. pojawiła się nieoczekiwana propozycja wyjazdu do Gabonu, kraju położonego w Afryce Centralnej nad Oceanem Atlantyckim. Tak jak w przypadku Żywotki, tak i Wilczek odnosił sukces za sukcesem.
– Pojechałem tam dwa razy. Jak dobrze pamiętam najpierw było to w latach 1983-87, a potem 1989-91. Mieliśmy niezły zespół. Były dobre warunki, więc do klubu przychodzili solidni zawodnicy. Co ważne stała za nami rafineria, której dyrektor Sipamio był prezesem i wielkim kibicem – opowiada. Z klubem AS Sogara z miejscowości Port Gentil najpierw w 1984 roku wywalczył mistrzostwo Gabonu, a rok później puchar. Dzięki temu drużyna rywalizowała w kontynentalnej rywalizacji, dochodząc w 1986 roku do finału Pucharu Afryki Zdobywców Pucharów (w Afryce rozgrywki pucharowe rozgrywane są w roku kalendarzowym – przyp. aut). Tam rywalem był najbardziej utytułowany klub z Afryki, kairski Al-Ahli. Pierwszy mecz Egipcjanie wygrali u siebie 3-0. Wydawało się, że wszystko jest rozstrzygnięte. Tymczasem w rewanżu, rozegranym 7 grudnia 1986 roku, o mało co nie doszło do wielkiej sensacji!
– W rewanżu na naszym stadionie do przerwy było 2-0 dla nas. Potem udało się zdobyć jeszcze jednego gola, ale sędzia go nie uznał. Dopatrzył się nie wiem czego, a kibice chcieli go zlinczować. Niewiele brakowało do tego, żeby odrobić straty i zdobyć ten puchar – opowiada świetny śląski piłkarz i trener.
Przed tym spotkaniem wydarzyła się niesamowita historia. – Kiedy przyjechałem do Afryki, kompletnie nie miałem pojęcia o ich zwyczajach, tradycji. Wchodzą do szatni, a tu pałęta się nie wiadomo kto. Wysypuje na piłkarzy jakiś proszek i tylko przeszkadza mi w pracy. Powiedziałem mu, żeby się wynosił. Kolega z Francji wziął mnie jednak na bok i delikatnie wytłumaczył, że to „preparatoire psychologique”, tak go tam nazywali. Cały czas kręcił się blisko zespołu. Przed meczem z Egipcjanami w finale mówi, że będzie padać. Tylko się uśmiechnąłem, bo był taki upał, że nie szło wytrzymać, a na niebie żadnej chmury. Zresztą tam mecze zawsze graliśmy o godzinie 15.00. Na pięć minut przed rozpoczęciem meczu lunęło. Ten deszcz nam pomógł – wspominał na potrzeby książki „Afryka gola! Futbol i codzienność” Wilczek, który od wielu lat mieszka we Francji.
Mogli zagrać przeciwko sobie
Mało nie brakowało, żeby obaj polscy trenerzy pracujący w Algierii i Gabonie nie spotkali się ze sobą w drugiej rundzie African Champions’ Cup czyli Pucharze Afryki Mistrzów Krajowych w 1990 roku. AS Sogara w I rundzie odpadła jednak w rywalizacji z Etoile du Congo, z którym z kolei potem rozprawił się zespół Stefana Żywotki, zmierzający po swoje drugie kontynentalne trofeum.
TEKST UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU INTERIA.PL
ZOBACZ WIĘCEJ Z HISTORII AFRYKAŃSKIEJ PIŁKI
Bafana Bafana – od chwały do katastrofy
Kłopoty w eliminacjach mistrzostw świata
Powstanie Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej
Zrezygnowali z gry na mundialu
Kolonialiści futbol i… Ernest Wilimowski
Na tropach Eusebio w Mozambiku
Pierwszy zagrał w Afryce. Historia Roberta Gaszyńskiego
Jak Blatter wykiwał Czarny Ląd
Jak Polska z Nigerią grała o finał
Mógł wylądować z kuzynką w łóżku
Olimpijskie złoto dla Super Orłów
Lotnicza katastrofa reprezentacji Zambii
Lwowiak, który jest legendą w Algierii
Grudzień 31st, 2018 at 14:42
Wspaniali trenerzy, o których warto pamiętać. Tacy nie zdarzą się już.
Limit obcokrajowców w Ekstraklasie zniesiony. Ciekawe, czy polskie kluby zaczną sięgać po piłkarzy z Afryki. Drugiej Francji czy Portugalii pod tym względem nie spodziewam się…
Październik 25th, 2019 at 14:42
[...] Polacy w finałach [...]
Grudzień 7th, 2020 at 15:17
[...] Polacy w finałach [...]
Kwiecień 22nd, 2021 at 12:53
[...] Polacy w finałach [...]