Trzymają kciuki za Czarne Gwiazdy
Piątek może być historycznym dniem dla afrykańskiego futbolu. Tego dnia w Johannesburgu swoje ćwierćfinałowe spotkanie w mistrzostwach świata rozegra reprezentacja Ghany. Jeśli jedenastce „Czarnych Gwiazd ” udałoby wygrać z faworyzowanym Urugwajem, to ekipa serbskiego szkoleniowca Milovana Rajevaca będzie pierwszą z Afryki, która awansuje do najlepszej czwórki mundialu.
Dwa late temu, w lutym 2008 roku w Akrze, miałem przyjemność rozmowy z Abedi Pele. Jeden z najlepszych piłkarzy Czarnego Lądu prowadzi w stolicy Ghany swoją piłkarską akademię. Jest też prawdziwym ambasadorem afrykańskiego futbolu. Pamiętam co wtedy powiedział:
- Historia mistrzostw świata pokazuje, że gospodarze na takich imprezach zawsze pokazują się z dobrej strony. Ja liczę na to, że podobnie będzie podczas mundialu w Republice Południowej Afryki. Moim zdaniem któraś z afrykańskich reprezentacji zagra tam w ścisłym finale – mówił Abedi Pele.
Po pierwszych meczach mistrzostw nikt nawet nie mógłby marzyć o takim rozwiązaniu, bo przecież drużyny z Afryki przegrywały mecz za meczem i szybko żegnały się z turniejem. Wyjątkiem są „Czarne Gwiazdy”. Wicemistrz Afryki pokazuje, że stać go na wiele. Wygrana z Serbią, USA czy remis z Australią, to naprawdę dobre rezultaty.
W RPA mogą też teraz liczyć na wsparcie fanów. W środę przed Soccer Stadium w Johannesburgu spotkałem jednego z miejscowych kibiców. Chciał kupić bilety na mecz Ghany z Urugwajem i podkreślał, że w RPA teraz prawie wszyscy dopingują jedenastkę z Afryki. – To taka nasza solidarność – mówił.
Kto wie, może drużynie Ghany znowu uda się sprawić niespodziankę i awansować do kolejnej fazy turnieju? Szkoda tylko, że zagrają bez jednego ze swoich liderów. Andre Ayew, syn Abedi Pele, nie będzie mógł zagrać z powodu żółtych kartek.
Zobacz wywiad z Andre Ayew’em w Fakcie.
„Czarne Gwiazdy” na mundialu w Republice Południowej Afryki nie raz pokazały już jednak charakter w trudnych moemtach. Pozostaje wierzyć, że podobnie będzie w starciu z Urugwajczykami w piątek.