Z Ugandy na mistrzostwa
Ben „Baggio” Nyombi jest jednym z kilku dziennikarzy ze swojego kraju, który przyjechał na mundial w Republice Południowej Afryki. Jest pod wrażeniem tego, jak mistrzostwa organizuje pierwszy kraj Czarnego Lądu. Jest też jednak bardzo smutny, bo już w fazie grupowej, odpadła jego drużyna. Nie, nie Kamerun czy Nigeria, ale Włochy. Ben jest wielkim kibicem Italii, a do swojego imienia dodał nawet przydomek Baggio, czyli jednego z najlepszych piłkarzy włoskich w latach 90.
Ben nie miał nawet ochoty na rozmowę po meczu ze Słowacją, który zdecydował o tym, że „Squadra Azzurra” pożegnała się z mistrzostwami. Szybko pognał na konferencję prasową, zadał jedno z pytań trenerowi Marcelo Lippiemu o powody słabej postawy. Pracuje tutaj, jak inni dziennikarze, po kilkanaście godzin na dobę. Przemieszcza się z miejsca na miejsce, bo robi materiały nie tylko dla swojej gazety „The New Vision”, ale też dla radia i telewizji.
- Ten wyjazd do RPA jest nie tylko moją pierwszą dużą imprezą sportową, ale i w ogóle zagranicznym wyjazdem. Jestem pod wrażeniem tego, jakie stadiony tu wybudowano, jak wszystko jest zorganizowane. Gospodarze zasłużyli na słowa wielkiej pochwały. Transport? No tak, to jest problem. W moim kraju jest tak, że taksówką-busem dojedziesz do każdego miejsca. Nie ma żadnych problemów z przemieszczaniem się. Natomiast tutaj nie funkcjonuje to dobrze. Szczególnie dla mnie, bo nie stać mnie na wynajmowanie drogich taksówek – podkreśla Ben Baggio Nyombi.
Dziś wieczorem, po tym jak z turnieju odpadła reprezentacja Włoch, Ben będzie dopingował jedenastkę „Czarnych Gwiazd”. – Grają tu z sercem i pasją. Nie to co inne afrykańskie drużyny. Po części jest też tak dlatego, że w zespole jest wielu młodych zawodników z drużyny, która wywalczyło młodzieżowe mistrzostwo świata – podkreśla.
Na doping podczas meczu na Royal Bafokeng Stadium będą też mogli jednak liczyć piłkarze Stanów Zjednoczonych. Ekipa USA jest tu bardzo popularna i lubiana. Ameryka ma specjalne względy na Czarnym Lądzie. Na ostatnim spotkaniu zespołu Boba Bradleya gościł nawet Bill Clinton.
No cóż, czas się zwijać, pora na wyjazd do Rustenburga na spotkanie, co zajmie z dwie, trzy godziny jazdy.