Afrykański power cut

Wczoraj doświadczyłem tego, co większość mieszkańców Czarnego Lądu doświadcza na co dzień. Tzw. „power cut”, czyli brak prądu. U mnie miał on miejsce akurat w momencie meczu Lecha z Juventusem. Trudno, zamiast przed telewizorem przyszło siedzieć przy świeczkach i przypomnieć sobie, jak to było w Mozambiku w 2002 roku czy w Nigerii i Senegalu parę lat później.

Zresztą czym się tu przejmować. Po paru godzinach awarię usunięto i wszystko jest już OK. Nie to co w Afryce. Podczas moich ośmiu wyjazdów tam najgorzej jest chyba na zachodzie kontynentu. W takiej Nigerii, NEPA, czyli w skrócie Nigeryjski Urząd Energetyki, kompletnie nie dba o mieszkańców.  Godzinami, ba dniami nie ma prądu i nic nie działa, tak jak należy.

Zresztą mieszkańcy skrót NEPA przekształcili na „Never Expect Power Again”, czyli „Nigdy nie oczekuj energii ponownie”…

Z kolei w Dakarze w redakcji sportowego dziennika „Stades” prądu też brakowało całymi godzinami co strasznie komplikowało pracę, bo jakoś trzeba było przecież poskładać gazetę, a nie mieli tam akurat swojego własnego generatora.

Dziennikarze  wychodzili wtedy na zewnątrz, raczyli się pyszną herbatą Attaya i czekali aż wszystko wróci do normy. Nieraz trwało to do późnych godzin. Wychodziłem stamtąd po 22, a prądu nadal nie było. Kolejnego dnia to samo, a oni ciągle cierpliwie czekali. Trzeba było przecież wydać gazetę i jakoś zarobić na życie.

W tym pierwszym z wymienionych krajów nie było jeszcze tak źle. Szczególnie kiedy

Ten wpis zostal opublikowany w czwartek, Grudzień 2nd, 2010 o 14:45 i jest napisany pod Afryka. Mozesz sledzic komentarze do tego wpisu poprzez RSS 2.0 kanal. Mozesz rowniez zamiescic komentarz, lub sledzic post ze swojej wlasnej strony.

 

Zamiesc komentarz