Finał mistrzostw świata
Wśród miliardów kibiców, którzy obejrzą finał mistrzostw świata pomiędzy Hiszpanią i Holandią będzie też pewna rodzina z Soweto. Przed startem mundialu Letsatsi Likotsi pracował ciężko, żeby nie tylko kupić sobie telewizor, ale też generator, który by go napędzał. W miejscu, gdzie mieszka z rodziną nie ma bowiem elektryczności.
O Republice Południowej Afryki nie bez podstaw mówi się, że to najbogatszy kraj Czarnego Lądu. Patrząc na stadiony, które wybudowano tam na mistrzostwa, czy jadąc sześciopasmową autostradą z Johannesburga do Pretorii czy w inne miejsca, można tylko zazdrościć infrastruktury.
To jednak tylko jedna strona tego pięknego kraju. Jest też druga. To ta w której żyje 44-letni Letsatsi ze swoją partnerką Nontembeko Mbana i trójką swoich dzieci: Kamohelo, Tharolo i Thapelo. Na ich historię natknąłem się w mundialowym dodatku gazety Daily News.
Letsatsi pracował ciężko przed mistrzostwami, żeby kupić telewizor, generator i benzynę do niego. W miejscu, gdzie mieszka w rodziną, w jednej z części olbrzymiego Soweto czyli na przedmieściach Johannesburga, nie ma bowiem elektryczności. Kupno samego telewizora na niewiele się więc tam zda. Trzeba mieć do niego i generator i benzynę, która by go napędzała. Zaradny Letsatsi brał dodatkowe zajęcia w miesiącach poprzedzających MŚ. Pracował w domach, sprzedawał flagi. Wszystko po to by móc oglądać w akcji najlepsze zespoły świata.
Kupił i telewizor, i generator do niego i trzydzieści litrów benzyny. Mógł jeszcze sprezentować koszulki Bafana Bafana swoim dzieciom. Na trykot dla siebie zabrakło mu już funduszy.
Dzięki jego zaradności nie tylko on, ale cała rodzina, a także najbliżsi z sąsiedztwa mogli przez miesiąc w akcji ogladać zmagania najlepszych piłkarzy.
Ci którzy z braku miejsca nie mogli się pomieścić w blaszanym i malutkim domku Letsatsi’ego musieli sobie radzić inaczej. Szukali dorywczej pracy, żeby zarobić parę randów i móc pójść do jakiegokolwiek baru, gdzie była telewizja. Tam przy piwie można było oglądnąć futbolowe spotkania.
