Finał, albo półfinał
Ze zmiennym szczęściem grają w mundialu zespoły z Afryki. Po remisie gospodarzy z Meksykiem, przyszły porażki Nigerii z faworyzowaną Argentyną i przegrana Algierczyków ze Słowenią. Wreszcie w niedzielę wygraną odniosła jedenastka “Czarnych Gwiazd”. Ekipa Ghany po dobrym i zażartym meczu pokonała Serbię.
Dwa lata temu, podczas Pucharu Narodów, miałem okazję do rozmowy z Abedi Pele. Wielka gwiazda afrykańskiej piłki z lat 90. mieszka w jednej z ładniejszych dzielnic Akry o nazwie East Lagoon. Na spotkanie z nim czekałem w jego willi z grupą innych zagranicznych dziennikarzy. Jak przystało na Czarny Ląd na umówione spotkanie, mimo że odbywało się przecież w jego domu, spóźnił się dwie godziny. Na swoje usprawiedliwienie tłumaczył, że cały czas jest w rozjazdach i ma mnóstwo spraw do załatwienia. Faktycznie tak jest. W stolicy Ghany prowadzi przecież swoją futbolową szkółkę, a oprócz tego jest ambasadorem FIFA do walki z rasizmem.
Zapytałem wtedy Abedi Pele, którego zresztą syn gra teraz w reprezentacji “Czarnych Gwiazd”, o przyszłość afrykańskiej piłki i o mundial w RPA. Powiedział wtedy tak:
- Historia mistrzostw pokazuje, że gospodarze zawsze odnoszą na takiej imprezie sukcesy. Liczę, że podobnie bedzie w Republice Południowej Afryki. Moim zdaniem któraś z afrykańskich reprezentacji wywalczy tam nie tylko historyczny awans do półfinału, co zagra nawet w wielki finale – mówił Abedi Pele.
Czy faktycznie tak będzie? Zobaczymy. Na razie turniej świetnie rozpoczęli właśnie piłkarze z Ghany. Z dobrej strony, mimo porażki pokazali się też Nigeryjczycy. Zespoły z Afryki na turnieju u siebie na pewno nie są bez szans i trzeba się z nimi liczyć.
Przypomnijmy, że jak dotychczas największymi sukcesami reprezentacji z Czarnego Lądu były awanse do ćwierćfinałów mundialu. Udało się to Kamerunowi w 1990 roku i jedenastce Senegalu dwanaście lat później.
