Afrykański piłkarz 25-lecia: Dziesiątka Pawła Czado
O wytypowanie swojej „10” najlepszych afrykańskich graczy poprosiłem Pawła Czado. To szef katowickiego oddziału sportu Gazety Wyborczej, prowadzi poczytnego bloga czado.blox.pl.
Paweł jest fanem nie tylko śląskiej, ale także afrykańskiej piłki. W interesujący sposób uzasadnił swoje wybory, co pozwalał sobie przekopiować z jego strony. Na pierwszym miejscu postawił Emmanuela Olisadebe. Przypomniał przy tym, że w 1997 roku bawił się z „Olim” w sąsiedztwie Teatru Wyspiańskiego w Katowicach. To fajna historia. Wysoko w jego rankingu Moussa Yahaya. Paweł świetnie pamięta go z czasów, kiedy występował w GKS Katowice. „Uwielbiałem tego gościa, jego uśmiech i chłopięcą niefrasobliwość” – pisze obrazowo.
Przypomnę, że głosować można do końca kwietnia, wysyłając swoje propozycje na mojego e-maila: zich2@interia.pl, poprzez komentarz na blogu czy poprzez Facebooka. Lista wszystkich afrykańskich piłkarzy, którzy przez 25 lat grali w u nas, do zobaczenia tutaj: WYBIERAMY PIŁKARZA 25-LECIA
DZIESIĄTKA PAWŁA CZADO
10. Costa Nhaimonesu (Zimbabwe – Zagłębie Lubin: 2008-2013)
Bardzo solidny obrońca, który cierpliwie przez cały rok czekał aż się nim w Polsce zainteresuje ktoś poważny kopiąc piłkę w KS Wisła. Żałowałem, że w końcu zainteresował się nim ktoś spoza Górnego Śląska. W Lubinie grał przez pięć lat, a potem potwierdził klasę w Sparcie Praga zdobywając miejsce w składzie (i mistrzostwo Czech) co nie udało się choćby Marco Paixão.
9. Takesure Chinyama (Zimbabwe – Dyskobolia Grodzisk Wlkp., Legia Warszawa: 2007-2011)
Poza Polską nigdzie się nie wybił, ale w historii naszego futbolu ma trwałe miejsce. To przecież jedyny czarnoskóry futbolista, który został (współ)królem strzelców polskiej ligi. Przypadek Chinyamy pokazuje, że nie warto za wcześnie wpadać w panikę. W Grodzisku nie chcieli go zatrzymać, bo ponoć stwierdzono u niego wadę serca. W Legii z kolei po konsultacjach z lekarzami orzeczono, że to pomyłka.
8. Kenneth Zeigbo (Nigeria – Legia Warszawa: 1997-98)
Pamiętam wrażenie jakie na mnie sprawił kiedy zaliczał wejście smoka w polskiej lidze. Bardzo utalentowany facet. Wydawał mi się napastnikiem kompletnym. Potem nie potwierdził tych opinii, ale jestem sentymentalny a plebiscyty są przecież idealne do wyrażania sentymentów:)
7. Norman Mapeza (Zimbabwe – Sokół Pniewy: 1993-94)
Był u nas tylko rok, ale widziałem go na żywo i byłem pod wrażeniem jego gry. Miał strasznie długie nogi, z których potrafił zrobić właściwy użytek. Chwila nieuwagi rywala i już przejmował albo wybijał piłkę. Był jak gaz – niewidoczny a paraliżował. Paraliżował na tyle, że zrobiło to wrażenie na działaczach Galatasarayu Stambuł.
6. Saïdi Ntibazonkiza (Burundi – Cracovia: 2010-2014)
Kiedy zdecydował się opuścić Kraków poczułem pustkę. Uwielbiam takich chyżonogich papierowych skrzydłowych. Fajnie, że w czasach gdy na boisku liczą się mięśnie, siła, wzrost, agresja ciągle jest miejsce dla bystrych ludzi, którzy mają 170 cm.
5. Dickson Choto (Zimbabwe – Górnik Zabrze, Pogoń Szczecin, Legia Warszawa: 2001-2013)
Najdłużej grał u nas w piłkę na poważnym poziomie. Widziałem go w akcji zanim jeszcze ktokolwiek znał go w Polsce. Było to w 2000 roku na trawniku szkoły średniej im.księcia Edwarda w Harare. Oglądałem trening olimpijskiej reprezentacji Zimbabwe. Trener woła do siebie roześmianych zawodników. W grupie wyróżniał się wielki dryblas. Świetnie zbudowany nastolatek rzucał się w oczy, także tym, że znakomicie potrafił podać piłkę na większe odległości. Choto w Polsce potwierdził umiejętności, choć miał pewną wadę, która raczej zdarza się napastnikom niż obrońcom. Był… “szklany” czyli dość często łapał urazy. W efekcie nigdy – przez tyle lat – nie zagrał wszystkich meczów w sezonie. Zdecydowanie najcięższy w tym gronie. Zdarzało się, że przekraczał sto kilogramów. Nie chcielibyście się z nim zderzyć.
4. Prejuce Nakoulma (Burkina Faso – Granica Lubycza Królewska, Hetman Zamość, Stal Stalowa Wola, Górnik Łęczna, Widzew Łódź, Górnik Zabrze: 2006-2014)
Modelowy przykład jak talent może sprawić, że z nołnejma pokopującego skórę w Lubyczy Królewskiej piłkarz przedzierzga się w najlepszego napastnika ligi i uczestnika mistrzostw kontynentu. Gdyby nie gra w Polsce na pewno nie zostałby wicemistrzem Afryki. Wiele jego akcji w Zabrzu było światowej klasy. Pomysłowość, technika, radość z gry – takich piłkarzy lubię. Przypuszczam, że mógłby zrobić większą karierę gdyby nie był taki zamknięty. Zamknięty do przesady.
3. Moussa Yahaya (Niger – Sokół Tychy, Hutnik Kraków, GKS Katowice, Legia Warszawa, Rega-Merida Trzebiatów, Mazur Karczew: 1996, 2000-2004, 2006)
Jedyny z tym gronie z rytualnymi bliznami na twarzy. Uwielbiałem tego gościa, jego uśmiech i chłopięcą niefrasobliwość. Poznałem go kiedy grał w Tychach, ale najlepiej pamiętam kiedy pierwszy raz przyszedł do GieKSy. Pierwszego gola na Bukowej strzelił w 90. minucie meczu z Legią, który dał zwycięstwo 1:0…
Mówiło się, że polubił mocne trunki, rozleniwił się, ale ja zawsze zapamiętam go jako świetnego piłkarza, który harował na boisku.
2. Kalu Uche (Nigeria, Wisła Kraków: 2001-2004, 2005)
W najlepszej formie był najlepszym piłkarzem najlepszej Wisły. Zachwycał mnie wielokrotnie. Ze zdumieniem dowiadywałem się, że jego początki w Polsce były bardzo trudne. Działacze Wisły sprowadzili go przy okazji pobytu w Hiszpanii na meczu Barcelony. Menedżer polecił im wtedy zawodnika, który ”marnował się w rezerwach Espanyolu”. Próby wprowadzenia Uche do pierwszej drużyny Wisły podejmowane przez Franciszka Smudę nie powiodły się. Gdy Bogusław Cupiał pytał Smudę, dlaczego Nigeryjczyk nie gra, trener odpowiedział: – On się nawet do rezerw nie nadaje. – To oddawaj 25 proc. kwoty transferowej, skoro się podpisałeś – skwitował prezes Cupiał, który wymagał, aby szkoleniowcy domagający się pozyskania Kalu podpisali się pod wnioskiem. Do Uche trafił za to Henryk Kasperczak. Włoscy obrońcy Parmy i Lazio podwajali, a nawet potrajali krycie Nigeryjczyka, bo nie potrafili sobie z nim poradzić. Szkoda, że Uche szybko uznał, że jest stworzony do wyższych celów niż gra w polskiej lidze.
1. Emmanuel Olisadebe (Nigeria, Polonia Warszawa: 1997-2000)
Niezwykła historia, która już pewnie się nie powtórzy: jedyny w tym gronie reprezentant Polski. Wspominam go dobrze; szkoda, że nie został w Ruchu Chorzów, dla którego zresztą strzelał gole. W 1997 roku bawiliśmy się przy Teatrze Wyspiańskiego. Możecie przeczytać o tym TUTAJ. Piękne czasy…
Marzec 16th, 2016 at 02:02
[...] Afrykański piłkarz 25-lecia: Dziesiątka Pawła Czado [...]