Z misji w Zambii na trening Górnika

Niecodzienny gość pojawił się dzisiaj na treningu ekstraklasowego klubu z Zabrza. Dzięki uprzejmości trenera Marcina Brosza, trening pierwszej drużyny obserwował śląski salwatorianin Artur Zając. Pisałem już o nim kilka tygodni temu. Ten pochodzący z Tarnowskich Gór ksiądz jest zapalonym kibicem Górnika. W Mungu, gdzie jest na misjach, gra też w piłkę. Krótki urlop w Polsce wykorzystał m.in. po to to, żeby odwiedzić swój klub. Od piłkarzy i sztabu szkoleniowego otrzymał pamiątkową koszulkę.

Polski ksiądz opowiadał mi o specyfice swojej pracy w Zambii. Jak się okazuje jest tam około 15 księży z naszego kraju, w większości z diecezji katowickiej, z której sam zresztą pochodzi .

Praca nie jest łatwa. Choć Mungu położone jest 70 km od stolicy Lusaki, to jest to wioska w buszu, w której mieszka pół tysiąca ludzi. Większe miasteczko to Kafue, gdzie przepływa rzeka o tej samej nazwie. To dopływ Zambezi. W rzece Kafue nie można się jednak kąpać, bo są tam krokodyle.

Salwatorianin opowiadał mi o bogatych galeriach w Lusace. – Były tam sklepy, gdzie mało kogo stać na kupno wystawionego towaru. No nie wiem, może bankierów czy jakiś wysoko postawionych urzędników ze stolicy? – zastanawia się.

Dwóch polskich księży w Mungu otrzymuje ciekawe dary ofiarne, to najczęściej kury czy jajka. – Ludzie dzielą się tym co mają – podkreśla.

Życie tam nie jest łatwe. Czasami na filię, czyli do kaplicy, gdzie odprawiają mszę, muszą przebyć 26 km. – Najpierw płyniemy łódką, potem nierzadko trzeba pokonać pieszo trzy, cztery kilometry. Są też miejsca, gdzie idzie się przez bagnisty teren – mówi.

W takiej sytuacji nie może grać niedzielnych spotkań w zespole Mungu United, w którym stara się od czasu do czasu pokopać.

Ksiądz Artur Zając opowiada też o bezinteresowności mieszkańców. – Tam nie ma przywiązania do rzeczy materialnych. Jak ktoś ma gdzieś pojechać, to bierze rower od sąsiada nawet nie pytając o zgodę. Kiedy trzeba bierze cudzą kurtkę, zakłada na siebie i idzie na przykład do kościoła. U nas to nie do pomyślenia – mówi z uśmiechem.

W Mungu, jak dodaje, jest teraz zimniej niż u nas teraz. – Temperatura wynosi około 28 stopni. Rankiem to 4 czy 5 stopni. Do Polski przyjechałem z zapchanymi zatokami. Rano, kiedy było zimno, chodziłem do kościoła w sandałach, no i się przeziębiłem. W porze deszczowej, od grudnia do kwietnia, jest jednak czasami nawet 50 stopni. Tyle, że jakoś znoszę tą temperaturę – zaznacza.

Pytam o porę deszczową. Jak mówi salwatorianin w przeciągu 40 minut napada po kostki wody, albo i więcej. I pokazuje mi zdjęcia z komórki zalanego probostwa. Ciekawy jestem, jak w takiej sytuacji będą się odbywały przyszłe Puchary Narody, przesunięte przez CAF na czerwiec i lipiec?

Ten wpis zostal opublikowany w piątek, Sierpień 11th, 2017 o 14:49 i jest napisany pod Afryka. Mozesz sledzic komentarze do tego wpisu poprzez RSS 2.0 kanal. Mozesz rowniez zamiescic komentarz, lub sledzic post ze swojej wlasnej strony.

 

Zamiesc komentarz